Wolbrom – Miejsko-gminny serwis informacyjny: Leszek Sikora promuje Załęże

Główna treść

Leszek Sikora promuje Załęże

Tak pokochał swoją małą ojczyznę, tak zauroczył się jej pięknem i oryginalną historią, że zaangażował się w projekt popularyzacji Załęża i jego prahistorycznych początków. Leszek Sikora podpisał niedawno umowę z Urzędem Marszałkowskim na realizację projektu złożonego przez LGD „Nad Białą Przemszą” pt. „Promocja dziedzictwa kulturowego i produktu lokalnego, jakim jest Krzemień z Załęża”.

Realizując założenia projektu pasjonat założył m. in. profil na Facebooku, gdzie systematycznie zamieszcza ciekawostki i zdjęcia dotyczące swojej wsi.  Dziś zachęcamy do przeczytania jego ciekawej opowieści:

O Krzemieniu z Załęża, złotym skarbie pod gruszą i ciernistym ogrodzeniu          


Lata 5200-1900 r. p.n.e , czyli neolit – młodsza epoka kamienia lub epoka kamienia gładzonego, poprzedzający epokę brązu, jawi się na niezwykle interesująco. Człowiek, który dotąd prowadził koczowniczy tryb życia, zaczął myśleć „gdzie by tu zahaczyć się na stałe?”, od razu pomyślał o Załężu. Myślał: Woda jest? – jest! Krzemień na narzędzia jest? – jest i do tego jeszcze bardzo łupliwy! Glina na garnki jest? – jest! Ochra do obrzędów rytualnych jest? – jest! A zwierzyna? – pod dostatkiem ! –  to wiedział od swoich praojców, którzy polowali tu od tysięcy lat. Tak więc, gdzie jak gdzie , ale w Załężu zaroiło się od chętnych do osiedlenia.

Początkowo siedziby swe budowali wokół naturalnych jaskiń i skał, tak, aby stanowiły naturalną osłonę od wiatru, deszczu, mrozu, czy od drapieżników, dlatego też na początek ulokowali się w Kotlinie Borsuka i Drewnianych Sanek. Tam naturalne ukształtowane terenu stwarzało idealne warunki bezpieczeństwa, ale także do bliski dostęp do krzemienia z Kopaliny i gliny z „Dołów”.  Do budowania siedlisk przy nawisach skalnych wykorzystywano oczywiście drewno – jako konstrukcję i skóry zwierząt – jako okrycie. Stąd wystarczyło przejść 100- 200 m od „domu”, by wyjść z kotliny i znaleźć się na pastwisku, które przecież musiały istnieć, skoro hodowano: konie, kozy, krowy, czy świnie.

I tu ciekawostka! Do zabezpieczania pastwisk, ale i domostw wykorzystywano dziko rosnące krzewy z kolcami, których różnych odmian było wtedy co niemiara. I dziś ich nie brakuje, chociaż na skutek celowych zabiegów człowieka, wiele z nich pozbawiono kolców (ostatnio nawet różę). Okazuje się, że grusza – pospolita „gruszka” to roślina z różowatych, początkowo też była ciernistym krzewem…


Zapewne wszyscy znają historię XVI-wiecznego skarbu zakopanego pod największą gruszą  w Bydlinie „na Starej Wsi”? No właśnie! „zakopany pod gruszą” – grusze są nierozłącznie związane z siedliskami ludzkimi, powiązane są z człowiekiem pewnego rodzaju grzybami. Naukowcy mówią, że są to rośliny synantropijne, czyli  przystosowujące się do życia w środowisku silnie przekształconym przez człowieka, związane z jego  miejscem zamieszkania  lub z jego działalnością, i których rozwój nie jest możliwy bez człowieka. Wśród roślin najlepiej znanym gatunkiem synantropijnym są pokrzywy, porastające otoczenie domów i ruder.

Ale, ale! Co ma wspólnego grodzenie pastwiska z gruszą i planem Balcerowicza? Odpowiadam: ostatnie 25 lat przemian ustrojowych spowodowało powstanie w naszej okolicy, także w Załężu wiele ugorów, a ponieważ przyroda nie lubi pustki, miejsce niedawnych „łanów” zajęła dzika roślinność. Zauważyłem pewną prawidłowość.

Pojawiło się dużo roślin z kolcami takich jak: tarniny, dzikie róże, głóg, akacja, dzika jabłoń i grusza właśnie. To mnie zaciekawiło. Zacząłem szperać, drążyć, aż doszedłem do tego, że np. grusza może odrodzić się z korzenia po nawet 300 latach. Można więc przypuszczać, że rośliny pojawiają się na tych, a nie na innych miejscach nieprzypadkowo, ale najczęściej tam gdzie rosły ich „ praprababki”, czy  „prapradziadowie ”. Dość powiedzieć, że gruszę na pewno uprawiano już w starożytnej Helladzie, a sadzone w dzisiejszych sadach formy gruszy zostały wyhodowane poprzez wielokrotne krzyżowanie wielu gatunków europejskich i azjatyckich, głównie: gruszy pospolitej (Pyrus communis) , gruszy śnieżnej (Pyrus nivalis), gruszy usuryjskiej (Pyrus ussuriensis) i gruszy chińskiej (Pyrus serotina).

 
A co z innymi „kolcakami”? Na przykład akacja była wykorzystywana przez naszych przodków do produkcji kleju „Super Glue”. Jak? Już wyjaśniam: sok z akacji zmieszany z ochrą (tlenek żelaza) występującą w strukturach bagiennych (na naszych bagnach występuje licznie) stanowił właśnie pierwszy prehistoryczny „Super Glue”. Używano go do wykonywania strzał i dzid – do drewnianych kijków i kijów przyklejano na końcach krzemienne odłupki z ostrym końcem.

Krzaki tarniny, dzikiej róży, głogu, a nawet dzikie jabłonie sadzono jedne przy drugich, a gdy się rozrosły, stanowiły „kolczasty mur” nie do przebycia. Można więc było grodzić pastwiska, także po to, by ogrodzenie chroniło zwierzęta przed drapieżnikami – pewien wiekowy załężanin opowiadał mi, jak to kiedyś, idąc do kościoła przez bagno, zauważył właśnie w takich ciernistych krzakach martwego jastrzębia – po bliższych oględzinach okazało się, że ów jastrząb trzyma w szponach zająca. Zając wciągnął za sobą  drapieżnika i splątani  śmiertelnym uściskiem ciernistych krzewów pozostali tam na zawsze.

Wiemy już, że bez akacji i ochry  plan Balcerowicza  by się nie kleił, i że populacja zajęcy była odwrotnie proporcjonalna do długości ciernistych płotów, a teraz wracam do naszych przodków!  Gdzie konkretnie osiedlali się nasi dziadowie? Otóż , biorąc pod uwagę, że grusza jest rośliną synantropijną wnioskuję, że duże osady zostały założone na południowym stoku Gór Bydlińskich, czyli de facto na załęskich polach, do dziś nazywanych przez rolników „pod gruszką”.

Czas kiedy ludzie zaczęli budować osady, hodować zwierzęta w zagrodach i uprawiać zboża został nazwany „rewolucją neolityczną”. Możemy przypuszczać z dużą dozą pewności, że od Załęża  „rewolucja” ta się zaczęła. Wzorem pierwszych załężańskich  osadników, osiedlali się i inni. Jedni poszli do Domaniewic i Dłużca, a inni na zachód do Golczowic i Kwaśniowa. Tworzono osadę za osadą, w każdej zamieszkiwało do 30 ludzi. Później przyszedł czas na większe skupiska osad, które zajmowały niekiedy kilka hektarów, wszędzie tam można spotkać dzisiaj, podobną do opisanej powyżej, dziką roślinność.

Życie kwitło przez tysiące lat, ludzi ulepszali swoje „domy”, z czasem uniezależnili się od jaskiń i skał, a budowali chaty z bali, tzw. „półziemianki”. W neolicie rozwijały się też nowe techniki obróbki krzemienia, takie jak gładzenie powierzchni i wiercenie otworów, ale o tym opowiem następnym razem.

Leszek Sikora


Krzemień z Załęża na Facebooku